Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/pod-irlandia.swinoujscie.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server865654/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server865654/ftp/paka.php on line 17
- Sukces bywa męczący, co? - zagadnął.

- Może masz rację - odparł Mark rozważając to w my¬ślach. Dopnie swego w komforcie wiejskiej sypialni, co z pewnością sprawi mu większą przyjemność, a być może Hej.

w Lustro Prawdy i odpowiedzieć na jedno pytanie. Brzmiało ono: "Co trzeba zrobić, aby być sobą?"... Najpierw
bardziej irytującym i przykrym.
swoim przybyciem. Ciekawe, jak długo Chris u niego był? Jak wiele usłyszał z ich rozmowy? - Skąd ci się wziął ten szalony pomysł? - spytał z całą nonszalancją, na jaką było go stać. - Praktycznie biorąc, jesteś członkiem naszej rodziny. Poślubienie Sayre nada temu oficjalny ton. - W twoim planie jest pewien szkopuł, Huff. Nawet gdybym nie marzył o niczym innym, jak tylko o ożenku z Sayre, a przypominam, że to nieprawda, pamiętaj, że ona gardzi rodziną. - Mógłbyś ją do nas przekonać. Beck uśmiechnął się krzywo. - Sayre nie wygląda mi na tak spolegliwą osobę. Właściwie można powiedzieć, że jest równie elastyczna, jak nasze stalowe rury. - Nie czujesz się wystarczająco silnym mężczyzną, żeby sobie z nią poradzić? - Nie - roześmiał się Beck. - Poza tym, nie chciałbym kobiety, z którą muszę sobie „radzić". - Zbyt późno zdał sobie sprawę, że sam poprowadził się prosto w pułapkę. Huff uniósł brwi. - W takim razie idealnie do siebie pasujecie, prawda? Chemia, żar i tak dalej. Sayre to narowista klaczka, a ty przecież nie chcesz podnóżka do swoich stóp. Beck dopił drinka i odstawił pustą szklankę na filigranowy stolik. - To się nie stanie. Zapomnijmy, że w ogóle o tym wspomniałeś. - Jeżeli martwisz się o ewentualny nepotyzm, o tym zapomnij. Ja ożeniłem się z córką mojego szefa i zobacz, jak dobrze się wszystko ułożyło. - To co innego. - Pewnie, że tak, Masz do zaoferowania znacznie więcej niż ja w tamtym czasie. Nie miałem grosza przy duszy Byłem nikim. Prostakiem, który nie miał nawet własnego ubrania na grzbiecie. Ty możesz zaoferować Sayre bardzo wiele. - Nie pozwoliła mi nawet zapłacić za hamburgera w barze. - A co z jadłodajnią nad rozlewiskiem? Czy wtedy też nie pozwoliła ci zapłacić? Beck poczuł, jak uszy płoną mu ze wstydu. Ile jeszcze wie ten podstępny stary łotr? Z wysiłkiem zachował obojętny wyraz twarzy. - Jak na taka chudzinę, potrafi wtrząchnąć niezłą porcję Nakarmienie jej kosztowało mnie wtedy piętnaście dolarów, włączając w to napiwek. Huff zaśmiał się, ale nie pozwolił, by żart Becka sprowadził go z głównego toru. - Przez całe życie pracowałem z myślą o jednej, jedynej rzeczy - zaczął z powagą. - Pomyślisz pewnie: o pieniądzach. Otóż nie. Lubię mieć forsę, ale tylko dlatego, że daje władzę, ja zaś wolę to od wszelkich dóbr materialnych. Szacunek? Diabła tam! Nie obchodzi mnie to, co myślą o mnie inni. Czy mnie kochają, czy nienawidzą, to nie mój problem. - Wyciągnął palec wskazujący. - Harowałem tylko po to, żeby moje imię mnie przeżyło. To wszystko. Czy to cię dziwi? - Machnął ręką, jakby odganiając szkodnika. - Możesz sobie zatrzymać swoje pieniądze i te wszystkie, jak im tam, tabliczki pamiątkowe i ordery za dobroczynną działalność i politykę społeczną. Nic mnie to nie obchodzi, o nie, drogi panie! Za cały mój trud i poświęcenie chcę jedynie, aby wszyscy pamiętali nazwisko Huffa Hoyle'a i powtarzali je przez długi czas, na długo po tym, jak mnie pogrzebią. To zaś oznacza wnuki, Beck. Jak dotąd nie dorobiłem się żadnego i zamierzam to naprawić. - Musisz więc porozmawiać z Chrisem - powiedział poważnie Beck. Huff zmarszczył się gniewnie i sięgnął do kieszeni koszuli po paczkę papierosów. Potem jednak przypomniał sobie, że palenie w tym pokoju było zabronione. - W najbliższym przewidywalnym czasie Chris nie zostanie ojcem. - Opowiedział Beckowi o owariektomii Mary Beth. - Nie wiedziałem o tym. Chris mi nie powiedział.
Niespodziewanie uśmiechnął się.
latania, z pewnością boleśnie spadłby na ziemię. Nie widząc w pobliżu żadnych kwiatów, chciał ponownie usiąść na
Później Badacz Łańcuchów oprowadził jeszcze Małego Księcia po swojej planecie i wyjaśnił dokładnie, na czym
- Jakie bagno?
- I? - I zanosi się na niezłą zabawę - westchnął Beck. Chris nie był zadowolony, gdy wrócił do swojego biura po burzliwym lunchu z Huffem, na którym stary narzekał na wszystko, począwszy od Charlesa Nielsona, a skończywszy na Selmie, i zastał przed drzwiami George'a Robsona. - Znajdziesz dla mnie chwilę czasu, Chris? Nie potrafił wymyślić żadnej rozsądnej wymówki, więc gestem zaprosił go do środka. Pod względem fizycznym George nie byt imponującym człowiekiem. Jego osobowość również nie przyciągała doń przyjaciół. Jego bojaźliwe próby zadowolenia innych wywoływały u ludzi irytację. George był przerośniętym durniem, który próbował się dostosować do każdej sytuacji, i mógł nawet wmówić sobie, że się mu to udało, nie zdając sobie sprawy, że nie ma na to najmniejszych szans. To właśnie jego zdolność do oszukiwania samego siebie uczyniła z niego idealnego kandydata na stanowisko, jakie zajmował. Chrisowi wydało się zabawne, że George jest tak radośnie nieświadomy tego, iż mężczyzna, który właśnie zaprasza go do zajęcia miejsca na krześle i oferuje coś do picia, robi z niego rogacza. - Nie, dziękuję - odparł George. - No i? - Chodzi o podajnik. Dziś rano przyjechał człowiek, żeby wymienić pasek klinowy. - W takim razie w czym jest problem? - Powiedział... to znaczy ten inżynier powiedział, że powinniśmy wyłączyć podajnik do chwili, gdy przejdzie remont kapitalny. Chris odchylił się na krześle i zmarszczył brwi. - Huffowi nie spodoba się ten pomysł. - Tak sądzę. - W takim razie, co ty byś polecił? Chris spojrzał na niego łagodnie. George oblizał wargi. - Cóż... bezpieczeństwo jest moją największą troską. - Oczywiście. - Ta maszyna kosztowała człowieka utratę ręki. Bawiąc się tym, jak George wije się pod jego nieustępliwym spojrzeniem, Chris nie odezwał się ani słowem. - Jednak... jednak moim zdaniem - zająknął się George - remont kapitalny nie będzie konieczny. Myślę, że podajnik jest gotowy do pracy. Chris uśmiechnął się do niego. - Polegam na twoim doświadczeniu w kwestii BHP, George, podobnie zresztą, jak Huff. Wiesz o tym, prawda? Jeśli twierdzisz, że taśma została naprawiona i jest bezpieczna w użyciu, to z pełnym zaufaniem możemy ją włączyć. Coś jeszcze? - Nie, to wszystko. - Wstał i ruszył do wyjścia. Już w drzwiach zatrzymał się i odwrócił. - Właściwie to mam jeszcze jedną sprawę. Chodzi o Lilę. Chris, który zaczął przeglądać wiadomości pozostawione na biurku, przerwał i spojrzał na George'a. O co, do diabła, mu chodzi? Czy ta głupia suka przyznała się do romansu? Wydała się przypadkiem, czy co? - Lilę? - spytał uprzejmie. George przełknął głośno ślinę. - Niedawno moja żona wspomniała, że powinniśmy zaprosić cię kiedyś na obiad. Huffa
- Akurat! - wysyczała zduszonym szeptem Tammy, sta¬rając się nie przestraszyć małego, którego przytulała mocno do siebie, jakby pragnęła go obronić przed całym światem. Miała szaloną ochotę komuś przyłożyć. - Dziecko, o które się dba, nie zachowuje się w taki sposób!
którzy mi ufali. Zamiast pomóc przyjacielowi...
List napisała Lara. Gdyby Tammy wiedziała o wszyst¬kim wcześniej, nie poprzestałaby na zajęciu się Henrym, lecz spróbowałaby wkroczyć do akcji i uratować siostrę. Niestety, list przeleżał całe cztery miesiące w walizce...
Poczuł, jak jej ruchliwe dłonie równie gorączkowo wyszarpują mu koszulę ze spodni, by móc bez przeszkód do¬tykać jego muskularnych pleców. Oszałamiała go świado¬mość, że ona również zachowywała się tak, jakby wreszcie znalazła swojego życiowego partnera. To niesamowite. Nie mógł w to uwierzyć. Teraz już nie było odwrotu, już nie miałby siły się wy¬cofać. Przez cały ten dzień trzymał się mocno w karbach, powtarzając sobie, że jeszcze tylko jeden wieczór i uda mu się uciec przed pokusą. Ale wystarczył jeden jej dotyk, by uleciało całe opanowanie, a wypracowana przez lata żelazna samokontrola znikła bez śladu.
- Walizkę też! - zawołała za nią Tammy.
siebie... Myślę, że oni wszyscy - Król, Próżny, Pijak i Bankier - nie mają przyjaciół i nie umieją być przyjaciółmi dla

- To tylko niewinne żarty - protestował.

Mały Książę chciał pocieszyć Badacza Łańcuchów i opowiedzieć mu o Swojej Róży, lecz po chwili rozmyślił się.

Mark przytaknął.

Nie przypuszczał, że ona też go pragnie, nie spodziewał się tak płomiennej reakcji. Tammy przylgnęła do niego ca¬łym ciałem, rozpalając w nim taki płomień pożądania, ja-kiego nie czuł jeszcze nigdy. Był jak odurzony.

- Jak minęła wczorajsza randka, Karo?
ogród w stronę altanki.
- Och, lady Heleno, Millie się oszczeniła! Czyż te maleństwa nie są słodkie? - W rogu pokoju stało pudło, w którym Millie pilnowała zazdrośnie czterech rozkosznych szczeniaków.

miała też być niespodzianka dla ciebie, ale powiem ci już teraz. Otrzymałem to ziarenko od mojego Uśmiechu

- Tata! - Mikey wyciągnął w stronę ojca tłuściutkie rączki.
Żadne z nich się nie poruszyło. Clemency siedziała w milczeniu i po chwili na dłoń markiza spadła łza, a potem jeszcze jedna.
- Czy wiesz, Ŝe dopiero jak Erika skończy rok, moŜemy karmić ją miodem?